Czy Wasze latorośle (i nie mam tu na myśli małych dzieci)
wykazują jakiekolwiek zainteresowanie ogrodem? Z mojego doświadczenia (także
własnego, we wspomnieniach z dzieciństwa) wynika, że maluchy do pewnego wieku
bardzo chętnie pomagają sadzić, podlewać, grabić, a niektóre nawet domagają się
własnych grządek, w których sieją sałatę czy rzodkiewkę, samodzielnie doglądając własnych plonów. Wszystko się zmienia
wraz z upływającym wiekiem i zainteresowanie zanika… Mam oczywiście świadomość, że dzisiejszym
wyznacznikiem świetnego spędzenia czasu są tzw. social media i aktywny w nich
udział, jednak mimo to uważam, że balans między życiem wirtualnym a realnym
jest dla psychicznego zdrowia każdego człowieka niezbędny. Jak namówić nastolatka, by łaskawiej
spojrzał na pasję rodzica jaką jest ogród?
Okazuje się, że bardzo dobrym sposobem jest pisanie bloga i
publikowanie własnych postów wraz ze zdjęciami na Fb! Dziecię – w moim
przypadku już dorosłe – często trochę wbrew własnym zainteresowaniom, ale
prowadzone ciekawością, zaczyna oglądać własny ogród w świecie wirtualnym, podpatruje zdjęcia, zaczyna czytać wpisy (najpierw tylko początek, a z biegiem
czasu wytrwale aż do końca), wygląda przez okno, by na koniec zweryfikować je
z rzeczywistością wychodząc na ogród! Ostatnio doświadczam takiej sytuacji
coraz częściej, co dziś – przy pięknej jesiennej pogodzie - zostało zwieńczone
wspólnym grabieniem liści i pakowaniem ich do worów. Widzę w mojej małej
kobietce dobry i obiecujący materiał na ogrodnika – wszystko jest kwestią
subtelnego zaszczepiania zamiłowania do natury i wskazywania jak piękny i ważny
dla człowieka jest otaczający go świat. Zwłaszcza ten, który my ogrodnicy
tworzymy, udoskonalając go na co dzień na własne potrzeby, ale też odwiedzających
go ptaków, owadów i innych przemieszczających się zwierząt.
Zastanawiam się, jakie są Wasze doświadczenia w tej kwestii?
;-)
Agusiu, ja nie mam takich optymistycznych spostrzeżeń dotyczących integracji młodzieży z ogrodem. Moi dorośli już synowie wykazują śladowe nim zainteresowanie, które ogranicza się do konsumpcji owoców i rozłożenia leżaczka na trawce w celu wystawienia szanownego ciała do słoneczka. Ich zainteresowanie naturą i otaczającym światem ogranicza się do dżungli ...wielkiego miasta. To jest ich świat i nawet nie mam do nich żalu, bo pamiętam, że ja byłam taka sama i długie lata ogród rodziców służył mi tylko do wypoczynku, a o żadnych pracach nie było mowy, bo przecież ...paznokcie! No cóż, człowiek się zmienia, dojrzewa i zaczyna inaczej patrzeć na otaczający go świat, inne rzeczy cenić...Pozdrowienia. Dala
OdpowiedzUsuńDalu, wydaje mi się, że większość młodych pociąga dżungla wielkiego miasta - tam znajdują wszelkie rozrywki kulturalne i to dla nich stanowi atrakcję. Z jednej strony smuci, z drugiej nie dziwi. Sama pamiętam, że zainteresowanie ogrodem w wieku nastoletnim czy wczesnej dorosłości miałam w porównaniu ze stanem obecnym dość znikome. To się zmienia wraz z dojrzewaniem człowieka, który - jak słusznie zauważyłaś - zaczyna dostrzegać i doceniać inne rzeczy.
UsuńPozdrawiam w nowym tygodniu,
A
Ja mogę się wypowiedzieć właśnie jako dziecko, zarażone ogrodowymi zainteresowaniami przez mamę. Ogród od zawsze był dla mnie i brata najlepszym miejscem zabaw. Mieliśmy swoje własne kawałki ziemi, gdzie hodowaliśmy po kilka cebul tulipanów i roślin jednorocznych z nasion. Często pomagaliśmy w pracach wokół domu, chociaż nie byliśmy do tego przymuszani (bardziej proszeni). Kiedy mama siała kwiaty czy warzywa ja chodziłam za nią z reklamówką nasion i słuchałam jej "wykładów". Zaowocowało to tym, że w podstawówce panie często chwaliły mnie podczas spacerów i wycieczek, że znam więcej nazw roślin niż inne dzieci. Do tej pory bardzo lubię spędzać czas w ogrodzie, zwłaszcza z mamą :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę, aby Twoja córka pokochała ogród tak bardzo, jak Ty!
Michalino, dziękuję za ciekawe spostrzeżenia! Przypuszczałam, że to mama zaszczepiła w Tobie zainteresowanie otaczającą naturą, stąd Twoja znajomość rzeczy, nawet jeśli jeszcze nie jest pasją samą w sobie.
UsuńPamiętam, że jako dziecko bardzo dużo pomagałam w ogrodzie, potem to się wyciszyło, ale jego uroki (owoce, leżak etc) wciąż doceniałam. Mieszkając w dorosłym życiu, przez chwilę, w mieszkaniu z niewielkim tarasem, bardzo szybko zaczęłam odczuwać brak 'terenu' do uprawy kwiatów. Wytrzymaliśmy niespełna trzy lata, by rozejrzeć się za ziemią i wybudować dom. Teraz mogę w pełni realizować to, co kocham. Myślę, że córka za jakiś czas spojrzy podobnie na te kwestie.
Pozdrawiam ciepło!
A
Hm, ciekawy temat:)Syn ma to w nosie, znaczy, prace ogrodkowe.Mamy w ogrodku poziomki, kiedys moja mama nazbierala garsc i podsunela Mlodemu, zdziwiony byl,ze w jego w ogrodku rosna;) Trawy nie kosi, kwiatow nie zauwaza-czlek miastowy jest;)
OdpowiedzUsuńCorka pomaga i pyta, jest nadzieja:) Pozdrawiam:)
Kasiu, Twoje dzieci wpisują się w pewien omawiany tu standard, czyli wszystko w normie! ;-) Jest szansa na ogrodniczą pasję w dorosłym wieku.
UsuńPozdrawiam!
A