Przypływ energii związany z kolejnym dniem pięknej pogody zaowocował dziś pracowitym porankiem... Zaczęłam od obchodu po ogrodzie, niestety odkrywając kolejne ślady działalności ryjącego stworzenia. Krtek nie oszczędził ani rabat, ani trawnika, pozostawiając mniejsze i większe kopce oraz wybrzuszenia swoich korytarzy. Wybrałam tylko tę ziemię, która zalegała na trawniku, resztę zostawiłam - dziś trzeba będzie założyć pułapkę.
Na początek zajęcie nieskomplikowane: przycięłam szpaler budlei (tylko przekwitnięte kwiatostany) oraz róże. Te ostatnie nie dość, że częściowo w plamistości, to miejscami pojawił się niemal jesienny rzut mszyc. Dziś wieczorem muszę zastosować oprysk.
Przejrzałam rosnące w donicach kanny i postanowiłam już je przyciąć, a karpy wysuszyć i przygotować do zimy, co uczyniłam.
Wyposażona w łopatę, posadziłam na docelowe miejsca dwie hortensje kosmate, dwie kłosówki wschodnie, ostnicę oraz gipsówkę pełną. Posadzone rośliny wyściółkowałam korą sosnową i podlałam.Przy okazji stwierdziłam, że miejsca na nowe nabytki jest coraz mniej... Jaka szkoda, że ogród nie jest z gumy! ;-)
Podlałam wszystkie kwiaty doniczkowe, robiąc im przegląd. Jeśli pogoda dopisze, to kwiaty powinny utrzymać się aż do przymrozków. Wiem już na jakie rośliny stawiać w przyszłym sezonie, które się sprawdzają, a które cieszą tylko przez pierwszą część lata.
Na koniec zamiotłam schody wejściowe do domu, uprzątnęłam taras, i rzutem na taśmę zajęłam się podłogą w garażu. Dzisiejszy poranek mogę uznać za bardzo owocny i pracowity :)
Życzę Wam dobrego dnia!
Aguś, wpadnij do mnie :D
OdpowiedzUsuńNie ulega wątpliwości, że spotkać się w końcu musimy ;-)
OdpowiedzUsuń