Chociaż podróż do Colorado Springs w stanie Colorado miała
miejsce już ponad 8 lat temu, do dzisiejszego dnia wspominam ją z łezką w oku… Spektakularne
skaliste góry, zapierające dech urwiska, piękne wodospady, sky-lines, niezwykła roślinność – to wszystko
ukształtowała Matka Natura już przed milionami lat, a my mieliśmy okazję to
zobaczyć na własne oczy. Koniecznie chciałabym móc tam kiedyś wrócić, a Wam chcę przedstawić wąską, ale atrakcyjną dla pasjonatów ogrodów część tego pięknego miejsca.
Jazda do miejsca naszego wypoczynku odbywała się przez kilka
stanów i liczyła niemal 2tys. mil, dzięki czemu mieliśmy możliwość podziwiania
jakże zmiennego krajobrazu Ameryki Północnej. Ciągnące się bez końca pasy
autostrad wiodły nas bezpiecznie do celu podróży, a przystanki co rusz
zadziwiały – a to niesamowitą czystością tzw. Rest Areas, klimatycznymi
motelami i przydrożnymi restauracjami, w których urzędowali kowboje pamiętający czasy najlepszych westernów,
przyjaznymi i zawsze uśmiechniętymi ludźmi, a to coraz większymi porcjami jedzenia jakie dostawaliśmy na lunch czy
śniadanie. Wszystko osadzone w charakterze tamtejszych okolic, jakie znamy z typowych
amerykańskich filmów. Już mijając Denver – stolicę stanu Colorado – krajobraz z równinnego zrobił
się niepokojący, górzysty, porośnięty lasami oraz miejscami preriowy.
Dziś chcę Wam pokazać wspaniałe miejsce, jakim jest Garden
of the Gods, czyli Ogród Bogów. Miejsce to jest publicznie dostępnym parkiem
krajobrazowym, po którym zwykle Amerykanie urządzają sobie amerykański spacer („In
american style" = najwolniejszy bieg w aucie, otwarte okno, łokieć poza nim ;-))
My wybraliśmy się na tradycyjną pieszą wycieczkę, wyposażeni jedynie w wodę
mineralną i okulary przeciwsłoneczne… Pogoda była wspaniała: pełne słońce, dość
suche powietrze i bardzo przyjemna sierpniowa temperatura. To co zobaczyliśmy,
przeszło nasze oczekiwania, a określić je mogę tylko jako cud natury. Skaliste góry
w kolorach od piasku, przez różowości do ceglastej czerwieni, strzeliście wyrastały
aż do nieba, będąc rozrzuconymi po suchej równinie. Roślinność (choć bogata, to jednak typowo preriowa) zachwycała swoim
przystosowaniem się do panujących tam surowych warunków, a przemykająca
zwierzyna (łosie, owce, lisy, kozice) dopełniała obfitości tego naturalnego skupiska. Warto
wspomnieć, że Ogród Bogów to także dom dla ponad 100 oryginalnych gatunków ptaków. Nad strumykami trzeba uważać, bo poza przyjaznymi jaszczurkami, wygrzewają się tam także węże.
Zdjęcia przybliżą Wam jedynie namiastkę tego, co widzieliśmy. Stary aparat fotograficzny nie był niestety w stanie wyciągnąć głębi kolorów oraz oddać choć części wrażeń, mam jednak nadzieję, że zostawi wyobrażenie jak wygląda jeden z najpiękniejszych ogrodów Dzikiego Zachodu.
Bardzo ciekawe zdjęcia. Pobudziły moją wyobraźnie, ponieważ myśląc o Ameryce widzę zatłoczone miasta lub pustynną równinę przeciętą drogą o nieskazitelnie równym asfalcie (ah, te filmy). Zazdroszczę tak dalekiej podróży :)
OdpowiedzUsuńGorące pozdrowienia!
Twoje wyobrażenie jest słuszne! :) Jednak poza tymi widokami występuje taka różnorodność pod każdym względem (klimat, ukształtowanie terenu, roślinność etc., jak i wielkie metropolie), że marzeniem byłoby zwiedzić całe Stany: od Florydy na upragnionej Alasce skończywszy.
UsuńMiło mi, że ta krótka relacja Ci się podoba!
Pozdrawiam równie gorąco :)
Agnieszko piękna wycieczka. Ameryka ma wiele twarzy, a ta jest jedną z najciekawszych. Wierzę, że kiedyś odbędziesz taką podróż być może podzieloną na etapy, czego Ci życzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Marysiu, dziękuję - bardzo bym chciała!
UsuńPrzyznam, że jak na to patrzę i wspominam to też bym to chętnie powtórzył...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś znowu dane nam będzie zobaczyć to miejsce...
Usuń