czwartek, 12 września 2013

Dzień pod znakiem kaloszy

Na codzień przemieszczam się wszędzie samochodem, ale wczorajsze manifestacje w stolicy skłoniły mnie do skorzystania z komunikacji miejskiej, zwłaszcza że musiałam się dostać do ścisłego centrum miasta. Dość mocno padało, więc wyposażyłam się w parasolkę i wierzchnie okrycie, sądząc że to wystarczy. Jazda nowoczesną kolejką WKD była bardzo przyjemna i sprawna - szybko dostałam się do Warszawy stwierdzając bez wahania, że muszę częściej korzystać z tego środka lokomocji. Jakże duże jednak było moje zdziwienie, że jadące samochody wciąż (jak przed laty) ochlapują przechodniów, a wciągnięte na stopy balerinki przemakają już po chwili spaceru z parasolką. 

Dzisiaj na szczęście nie muszę nigdzie dalej jechać, ale po wczorajszym przemoczeniu poszłam po rozum do głowy i odkopałam dyżurne kalosze ochoczo je nakładając do wyjścia na ogród. Środowa pogoda nas nie rozpieszcza - pada nieustannie i choć przyroda wydaje się wciąż soczyście zielona, to jednak dziś na zdjęciach zobaczycie wyraźną żółto-złotą poświatę. Niedługo czas na typowe prace kończące sezon, a związane chociażby z przesadzaniem bylin i sadzeniem cebulowych. Na szczegółowe podsumowanie roku w ogrodzie przyjdzie jeszcze czas. Sądzę, że pracami zajmę się już wkrótce - jak tylko aura się poprawi. Najbliższe dni z pewnością poświęcę na rekonesans oferty cebulowych w sklepach, a jutro czeka mnie wyjątkowo miły ogrodowo dzień - inny od wszystkich i pełen inspiracji. O tym napiszę osobno.

Dziś zapraszam na spacer w deszczu. W ogrodzie wyraźnie żółkną wierzby i brzozy, berberysy w zależności od odmiany nabierają intensywnych purpurowych lub pomarańczowych barw, irgi i ogniki obsypane są koralikami, wrzosy pączkowe głęboko się wybarwiły, a rozchodniki i hortensje są w pełni swojego rozkwitu. Powoli ruszają marcinki, a trawy ozdobne już od jakiegoś czasu cieszą wiechami i kłosami... Nie chcę popadać w jesienny nastrój, ale nutka nostalgii i melancholii nad upływającym sezonem znowu się pojawiła... Trudno nie zachwycić się okolicznościami przyrody, ale z drugiej strony gołym okiem widać, że znowu kawał czasu przefrunął nam niepostrzeżenie, a schyłek lata powoli przekazuje swe panowanie jesieni. 

















6 komentarzy:

  1. Piękne masz brzozy w swoim ogrodzie, bardzo je lubię...u mnie niestety "lipowo" jest wokół...To prawda kawał czasu przemknął nam przed oczami, nim się spostrzeżemy, będzie Boże Narodzenie. W moim odczuciu lato umyka najszybciej....może, dlatego, że tak bardzo zawsze na nie czekam...
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romantyczna Duszo, ja także bardzo lubię brzozy... wnoszą coś ulotnego i magicznego do ogrodu, emanują spokojem.
      Czemu piszesz, że u Ciebie jest "niestety lipowo"? Lubię zapach kwitnących lip, a w dodatku kojarzą mi się z dzieciństwem i pysznym napojem, który babcia przygotowywała właśnie z naparu z lipy... lekko osłodzony i wzmocniony cytryną, zalany krystaliczną i zimną wodą ze studni, był wspaniale orzeźwiający i zdrowy.
      Ja także mam wrażenie, że lato ucieka nam za szybko, a za to zima ciągnie się bez końca... prawdopodobnie to kwestia naszego odczuwania - na lato niecierpliwie czekamy, a zimę chcemy jak najszybciej wygonić... natura igra z naszymi pragnieniami ;-)
      Pozdrowienia!
      A

      Usuń
  2. Aguś, nawet w deszczu Twój ogród jest piękny i taki różnorodny ! Kolory jesieni dodatkowo dodają mu uroku :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agata, bardzo mi miło, że odbierasz mój już prawie jesienny ogród tak pozytywnie! :)

      Usuń
  3. Zazdroszcze tej przestrzeni! Twoj ogrod wyglada, jak przypalacowy park;))
    Piekny:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, dziękuję! Ogród sam w sobie nie jest duży, ale też wystarczający dla dwóch par rąk ;-)
      Pozdrawiam Cię serdecznie!
      A

      Usuń

strzałka do góry