Tegoroczne róże wywołują we mnie wiele mieszanych odczuć. Po łagodnej zimie nie straciłam żadnej z królewien, z czego byłam ogromnie zadowolona; zaprosiłam więc wiosną kilka upragnionych odmian by zamieszkały w moim ogrodzie. Wydawałoby się, że ten sezon będzie niezwykle udany, tymczasem podsumowanie lata wypada bardzo średnio: 1/3 róż kwitnie i zachowuje się znakomicie ciesząc wigorem oraz dobrym zdrowiem, 1/3 obecnie choruje, głównie na plamistość, 1/3 jest zdrowa, ale zakwitła przez całe lato raz albo w ogóle.
Przyznam, że powyższy raport raczej napawa mnie smutkiem... wygląda bowiem na to, że częściowo mokra wiosna i późniejsze tropiki wyrządziły więcej szkód, niż poprzednie sezony, których 'pięknym latem' nie można było określić. Pierwszy rzut mszyc jeszcze na przełomie maja i czerwca szybko udało mi się pokonać, a kolejny pojawił się dopiero teraz, na szczęście tylko na wybranej grupie róż. W tym samym czasie walczyłam z bruzdownicą, z którą miałam po raz pierwszy do czynienia. Walkę wygrałam i wyciągnęłam wiele wniosków, ucząc się szybko rozpoznawać przeciwnika i wytaczać odpowiednie oręże. Teraz od dłuższego czasu męczę się bezskutecznie z plamistością róż. Niektóre z krzewów są już całkowicie ogołocone z liści, co mnie ogromnie frustruje, zwłaszcza w przypadku róż rosnących w przedogródku. Nie wspominam już o zielonych liszkach, które łapczywie obgryzają różane liście.
Wnioski nasuwają się same - od wczesnej wiosny należy stosować regularną profilaktykę w postaci oprysków na wszelkie możliwe choroby. Te dotknęły u mnie nawet róże z ADR. Żałuję, że do tego to zmierza, bo bardzo chciałabym podchodzić do otoczenia w sposób czysto ekologiczny i nie imać się chemii. Jak widać, w naszych warunkach klimatycznych trudno iść tym trendem, a z rozmów ze znajomymi uprawiającymi róże wynika, że wszędzie występuje ich duża podatność na choroby w tym sezonie.
Dziś pokażę wrześniowe róże, które sprawują mi się znakomicie. To nie jedyne królewny jakie chciałabym pochwalić, ponieważ nie wszystkie w tym momencie kwitną, ale jest ich na szczęście trochę:
 |
Pastella |
 |
The Alnwick Rose |
 |
Nostalgie |
 |
Chopin |
 |
Leonardo da Vinci |
 |
Bonica'82 |
 |
Sebastian Kneipp |
 |
Aspirin Rose |
 |
Cinderella |
 |
Chippendale |
 |
Souvenir de William Wood |
 |
L.D. Braithwaite |
 |
Papa Meilland |
 |
Larissa |
 |
Popis L.D. Braitwaite - ponad 30 kwiatów na krzewie |
Przepiękne masz róże:) U mnie nie ma, aż tak wielu odmian, ale na szczęście mają się całkiem nieźle.Na wiele chorób dobry jest zwykły płyn do mycia naczyń ( ja ostatnio stosowałam Ludwik ), rozrobiony w proporcji 1:1,to jeszcze taki babciny sposób, żeby nie stosować wybiórczo działającej chemii.Świetnie działa na mszyce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Romantyczna Duszo, dziękuję za odwiedziny!
UsuńRóż w moim ogrodzie trochę się zebrało i jest ich niespełna 80, bo wczoraj pożegnałam cztery żółtki oddając je w dobre ręce. Przyznam, że mam kłopot z tym kolorem i chyba tylko wiosenne kwiaty o tej barwie toleruję ;-), więc reorganizacja jednej z rabat przydała się do podjęcia decyzji o ich eksmisji.
Słyszałam o zbawiennym działaniu Ludwika, ale jeszcze nigdy tego sposobu nie próbowałam zastosować. Niewykluczone, że właśnie teraz, kiedy to obserwuję drugi rzut mszyc n akliku różach, przyrządzę z niego miksturę.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Agnieszko mam podobne refleksje posezonowe chociaż pole obserwacyjne znikome! hi hi!
OdpowiedzUsuńno przepraszam moje kochane róże .... nie chorują na szczęście! ale z kwitnieniem bywa różne, bo są młodziutkie i mają do tego prawo. Zawiodłam się trochę na róży Bonica, ale myślę że to też się zmieni jak się rozrośnie. Zachwyciła mnie jak wiesz Bacarolle i Elfe.
Zdjęcia przepiękne!
Marysiu, w takim razie nie masz powodów do narzekań, skoro róże Ci nie chorują! To tylko kwestia nabrania przez nie wigoru wraz z kolejnym sezonem w ogrodzie... Z pewnością Bonica jeszcze nie raz Cię zachwyci - to niezawodna róża.
UsuńBarcarole nie mam, ale zachwycam się nią u Ciebie. Jak wiesz, kocham purpury.
Pozdrowienia!
A
Dzień dobry, Aszko!
OdpowiedzUsuńCzy uwaga, iż już nie robisz statystyk, oznacza że tyle kłopotów sprawiają Ci w tym sezonie róże?
Ja dość wnikliwie je wybierałam, polegając na spełnieniu szeregu kryterów, więc i oczekiwania mam konkretne... szkoda, że wiele z nich zawiodło, ale może to taki wyjątkowy sezon.
Pozdrawiam również,
A
Zachwycajace sa te Twoje roze.
OdpowiedzUsuńAle boje sie je uprawiac, ze wzgledu na ich dzue wymagania i choroby, choc uprawa naszej Schneewittchen, byla sukcesem. Ludziska sie zachwycali.Niestety, przyslowie o tym, ze panskie oko , konia tuczy sie sprawdzilo i po naszym wyjezdzie , rozna nie oslonieta na zime, mocno przemarzla, a potem juz nigdy nie odbila.
Pozdrawiam,
Kasia
Kasiu, moje doświadczenie z różami jest stosunkowo krótkie, ale na tyle długie, że pewne wnioski z każdego sezonu wyciągam. Niestety wydaje mi się, że wszelkie kłopoty z różami wynikają z uwarunkowań pogodowych: jak nie mroźna zima, która dziesiątkuje nasze królewny, to ulewy i susze wywołujące przeróżne choroby lub aktywność szkodników. Mam pewien plan na przyszły sezon i mam nadzieję, że taka profilaktyka będzie kluczem do sukcesu.
UsuńPozdrawiam!
A
A jakby tak stosowac opryski z drozdzy, wywaru ze skrzypu? Na pomidory podobno pomaga, to moze roze tez. w ub. roku przyslano mi roze i miala to byc Bonica. Ale czy Bonica moze byc zólta ? Wlasciwie to blizej do pomaranczowego. Kwit?a d?ugo, tzn. zawsze prawie by?o pare kwiatkow, ale one bardzo szybko wied?y, po 2 dniach na ogó?. Mysle ze to nie Bonica
OdpowiedzUsuń