wtorek, 10 września 2013

Wrześniowe róże i podsumowanie sezonu 2013

Tegoroczne róże wywołują we mnie wiele mieszanych odczuć. Po łagodnej zimie nie straciłam żadnej z królewien, z czego byłam ogromnie zadowolona; zaprosiłam więc wiosną kilka upragnionych odmian by zamieszkały w moim ogrodzie. Wydawałoby się, że ten sezon będzie niezwykle udany, tymczasem podsumowanie lata wypada bardzo średnio: 1/3 róż kwitnie i zachowuje się znakomicie ciesząc wigorem oraz dobrym zdrowiem, 1/3 obecnie choruje, głównie na plamistość, 1/3 jest zdrowa, ale zakwitła przez całe lato raz albo w ogóle. 

Przyznam, że powyższy raport raczej napawa mnie smutkiem... wygląda bowiem na to, że częściowo mokra wiosna i późniejsze tropiki wyrządziły więcej szkód, niż poprzednie sezony, których 'pięknym latem' nie można było określić. Pierwszy rzut mszyc jeszcze na przełomie maja i czerwca szybko udało mi się pokonać, a kolejny pojawił się dopiero teraz, na szczęście tylko na wybranej grupie róż. W tym samym czasie walczyłam z bruzdownicą, z którą miałam po raz pierwszy do czynienia. Walkę wygrałam i wyciągnęłam wiele wniosków, ucząc się szybko rozpoznawać przeciwnika i wytaczać odpowiednie oręże. Teraz od dłuższego czasu męczę się bezskutecznie z plamistością róż. Niektóre z krzewów są już całkowicie ogołocone z liści, co mnie ogromnie frustruje, zwłaszcza w przypadku róż rosnących w przedogródku. Nie wspominam już o zielonych liszkach, które łapczywie obgryzają różane liście.

Wnioski nasuwają się same - od wczesnej wiosny należy stosować regularną profilaktykę w postaci oprysków na wszelkie możliwe choroby. Te dotknęły u mnie nawet róże z ADR. Żałuję, że do tego to zmierza, bo bardzo chciałabym podchodzić do otoczenia w sposób czysto ekologiczny i nie imać się chemii. Jak widać, w naszych warunkach klimatycznych trudno iść tym trendem, a z rozmów ze znajomymi uprawiającymi róże wynika, że wszędzie występuje ich duża podatność na choroby w tym sezonie.

Dziś pokażę wrześniowe róże, które sprawują mi się znakomicie. To nie jedyne królewny jakie chciałabym pochwalić, ponieważ nie wszystkie w tym momencie kwitną, ale jest ich na szczęście trochę:

Pastella

The Alnwick Rose

Nostalgie

Chopin

Leonardo da Vinci

Bonica'82

Sebastian Kneipp

Aspirin Rose

Cinderella

Chippendale

Souvenir de William Wood

L.D. Braithwaite

Papa Meilland

Larissa

Popis L.D. Braitwaite - ponad 30 kwiatów na krzewie



9 komentarzy:

  1. Przepiękne masz róże:) U mnie nie ma, aż tak wielu odmian, ale na szczęście mają się całkiem nieźle.Na wiele chorób dobry jest zwykły płyn do mycia naczyń ( ja ostatnio stosowałam Ludwik ), rozrobiony w proporcji 1:1,to jeszcze taki babciny sposób, żeby nie stosować wybiórczo działającej chemii.Świetnie działa na mszyce.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romantyczna Duszo, dziękuję za odwiedziny!
      Róż w moim ogrodzie trochę się zebrało i jest ich niespełna 80, bo wczoraj pożegnałam cztery żółtki oddając je w dobre ręce. Przyznam, że mam kłopot z tym kolorem i chyba tylko wiosenne kwiaty o tej barwie toleruję ;-), więc reorganizacja jednej z rabat przydała się do podjęcia decyzji o ich eksmisji.
      Słyszałam o zbawiennym działaniu Ludwika, ale jeszcze nigdy tego sposobu nie próbowałam zastosować. Niewykluczone, że właśnie teraz, kiedy to obserwuję drugi rzut mszyc n akliku różach, przyrządzę z niego miksturę.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  2. Aguniu, ja już nawet nie robię statystyk.Kilka dni temu wykopałam jedną bo po kilku latach po prostu uschła. Teraz muszą sobie radzić przy mojej małej pomocy.
    Pięknie je pokazujesz
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, Aszko!
      Czy uwaga, iż już nie robisz statystyk, oznacza że tyle kłopotów sprawiają Ci w tym sezonie róże?
      Ja dość wnikliwie je wybierałam, polegając na spełnieniu szeregu kryterów, więc i oczekiwania mam konkretne... szkoda, że wiele z nich zawiodło, ale może to taki wyjątkowy sezon.
      Pozdrawiam również,
      A

      Usuń
  3. Agnieszko mam podobne refleksje posezonowe chociaż pole obserwacyjne znikome! hi hi!
    no przepraszam moje kochane róże .... nie chorują na szczęście! ale z kwitnieniem bywa różne, bo są młodziutkie i mają do tego prawo. Zawiodłam się trochę na róży Bonica, ale myślę że to też się zmieni jak się rozrośnie. Zachwyciła mnie jak wiesz Bacarolle i Elfe.
    Zdjęcia przepiękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu, w takim razie nie masz powodów do narzekań, skoro róże Ci nie chorują! To tylko kwestia nabrania przez nie wigoru wraz z kolejnym sezonem w ogrodzie... Z pewnością Bonica jeszcze nie raz Cię zachwyci - to niezawodna róża.
      Barcarole nie mam, ale zachwycam się nią u Ciebie. Jak wiesz, kocham purpury.
      Pozdrowienia!
      A

      Usuń
  4. Zachwycajace sa te Twoje roze.
    Ale boje sie je uprawiac, ze wzgledu na ich dzue wymagania i choroby, choc uprawa naszej Schneewittchen, byla sukcesem. Ludziska sie zachwycali.Niestety, przyslowie o tym, ze panskie oko , konia tuczy sie sprawdzilo i po naszym wyjezdzie , rozna nie oslonieta na zime, mocno przemarzla, a potem juz nigdy nie odbila.
    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, moje doświadczenie z różami jest stosunkowo krótkie, ale na tyle długie, że pewne wnioski z każdego sezonu wyciągam. Niestety wydaje mi się, że wszelkie kłopoty z różami wynikają z uwarunkowań pogodowych: jak nie mroźna zima, która dziesiątkuje nasze królewny, to ulewy i susze wywołujące przeróżne choroby lub aktywność szkodników. Mam pewien plan na przyszły sezon i mam nadzieję, że taka profilaktyka będzie kluczem do sukcesu.
      Pozdrawiam!
      A

      Usuń
  5. A jakby tak stosowac opryski z drozdzy, wywaru ze skrzypu? Na pomidory podobno pomaga, to moze roze tez. w ub. roku przyslano mi roze i miala to byc Bonica. Ale czy Bonica moze byc zólta ? Wlasciwie to blizej do pomaranczowego. Kwit?a d?ugo, tzn. zawsze prawie by?o pare kwiatkow, ale one bardzo szybko wied?y, po 2 dniach na ogó?. Mysle ze to nie Bonica

    OdpowiedzUsuń

strzałka do góry